Autor: Marcin Meller
Wydawnictwo: Wielka Litera
Prawdziwy facet musi mieć "jaja", dosłownie i w przenośni. I Marcin Meller swoim zbiorem felietonów udowadnia, że jest stuprocentowym facetem. Takim, co to i poczucie humoru ma, i da się z nim poważnie porozmawiać, trunki zacne chętnie w doborowym towarzystwie wypróbuje i sam, bez pomocy babć, ciotek, czy innych kuzynek dwójkę drobnych, temperamentnych badaczy świata i okolic okiełzna.
Sprzedawca arbuzów to zbiór felietonów publikowanych na łamach tygodnika Newsweek w latach 2013-2016. Marcin Meller podzielił je na cztery grupy. Rozpoczynamy czytanie od spraw rodzinnych, potem wkraczamy na scenę polityczną, przechodzimy przez kwestie obyczajowe i zatrzymujemy się na kulturze. Na prawie czterystu pięćdziesięciu stronach znajdziemy ponad sto felietonów, z których każdy odsłania erudycję, poczucie humoru i wrażliwość ich autora.
Lubię czytać felietony. Generalnie, bez wskazywania konkretnych nazwisk. Odpowiada mi ta zwięzła, lecz zazwyczaj niezwykle treściwa forma literacka. Nic zatem dziwnego, że i felietony Marcina Mellera przypadły mi do gustu. Ok, przyznaję, nie wszystkie jednakowo. Tematy okołopolityczne to zdecydowanie nie moja bajka. Reszta zaś- przednia, wprost wyborna! Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam poczucie humoru i wrażliwość pana Marcina. Autor z rozbrajającą szczerością opowiada o swoich doświadczeniach, także tych, dotyczących jego najważniejszej roli życiowej- roli ojca. Z czułością odnosi się do swej "lepszej połowy", nazywając ją pieszczotliwie "najlepszą z żon" (wyczuwam tu delikatny zapach wazeliny, ale jak najbardziej popieram, wszak pani Ania, już na pierwszy rzut oka wygląda na sympatyczną i tolerancyjną istotę). Z rozrzewnieniem i nutką sentymentu wraca do czasów dzieciństwa i wczesnej młodości, kiedy to głowa wypełniona jest po równo i ideałami, i niezbyt mądrymi pomysłami. Opowiada o podróżach, odkryciach (np:muzycznych) i niezwykłych ludziach, których miał szczęście napotkać na swej drodze. Nie ukrywam, że wyjątkowo upodobałam sobie felietony poświęcone literaturze. Dzięki panu Marcinowi, moja lista lektur do nadrobienia nieco się wydłużyła. Autor z niespotykaną pasją prezentuje książki, które są dla niego ważne, które poruszyły go do głębi, lub po prostu są mądre. Marcin Meller z całą pewnością wie, jak zachęcić do czytania, choć jak sam pisze, nie jest to łatwe zadania, gdyż w kwestii czytelnictwa, my Polacy, jesteśmy na szarym końcu, w ogonie europejskiej stawki.
Dzięki Sprzedawcy arbuzów odkryłam, że oboje uwielbiamy Niziurskiego. Zaczytywałam się jego książkami w młodości, a teraz miłością bezgraniczną pała do twórczości Niziurskiego mój starszy syn. Nie samą literaturą jednak człowiek żyje. Marcin Meller napomyka także o ulubionej muzyce, filmach. I robi to w taki sposób, że naprawdę mam nieprzepartą ochotę sprawdzić, czy te wszystkie peany są w pełni zasłużone.
Naprawdę doskonale się bawiłam czytając felietony Marcina Mellera (z wyjątkiem tych o polityce, jak już wcześniej wspominałam). Przebijają z nich inteligencja, ironia (również auto-ironia), wrażliwość, dobroć i niekłamany, młodzieńczy zachwyt nad światem i ludźmi. Na koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa autora:"Do dzisiaj na najważniejszej książkowej półce w mym domu, czyli w toalecie, honorowe miejsce zajmują ulubieni felietoniści: Kisiel, Antoni Słonimski, George Orwell, Arturo Perez-Reverte (mój osobisty numer jeden), Jeremy Clarkson, Stanisław Barańczak czy Bolesław Prus. Oczywiście poczytałbym sobie za niesłychany zaszczyt, gdybym wylądował w Twojej, Drogi Czytelniku, toalecie. Nie ma doskonalszego miejsca na czytanie felietonów." Panie Marcinie, półeczki w toalecie jeszcze nie posiadam, ale specjalnie dla Pana, każę ją zainstalować. Tylko błagam, mniej o polityce! A Tomasza Lisa nie słuchać!
Dzięki Sprzedawcy arbuzów odkryłam, że oboje uwielbiamy Niziurskiego. Zaczytywałam się jego książkami w młodości, a teraz miłością bezgraniczną pała do twórczości Niziurskiego mój starszy syn. Nie samą literaturą jednak człowiek żyje. Marcin Meller napomyka także o ulubionej muzyce, filmach. I robi to w taki sposób, że naprawdę mam nieprzepartą ochotę sprawdzić, czy te wszystkie peany są w pełni zasłużone.
Naprawdę doskonale się bawiłam czytając felietony Marcina Mellera (z wyjątkiem tych o polityce, jak już wcześniej wspominałam). Przebijają z nich inteligencja, ironia (również auto-ironia), wrażliwość, dobroć i niekłamany, młodzieńczy zachwyt nad światem i ludźmi. Na koniec pozwolę sobie przytoczyć słowa autora:"Do dzisiaj na najważniejszej książkowej półce w mym domu, czyli w toalecie, honorowe miejsce zajmują ulubieni felietoniści: Kisiel, Antoni Słonimski, George Orwell, Arturo Perez-Reverte (mój osobisty numer jeden), Jeremy Clarkson, Stanisław Barańczak czy Bolesław Prus. Oczywiście poczytałbym sobie za niesłychany zaszczyt, gdybym wylądował w Twojej, Drogi Czytelniku, toalecie. Nie ma doskonalszego miejsca na czytanie felietonów." Panie Marcinie, półeczki w toalecie jeszcze nie posiadam, ale specjalnie dla Pana, każę ją zainstalować. Tylko błagam, mniej o polityce! A Tomasza Lisa nie słuchać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz